****
Drugi i trzeci tom trylogii „Delirium” już za mną.
Zafundowała mi ona niesamowite
przeżycia. Cieszę się, że zapoznałam się z tą serią. W „Pandemonium” długo nie
mogłam się przyzwyczaić do sposobu opisywania akcji, to, że raz były przedstawiane
zdarzenia zaraz po tych z „Delirium”, a zaraz potem te aktualne. Czasami nie
mogłam się odnaleźć, niby taki drobny szczegół, a mnie mylił. W "Requiem" mamy do czynienia z podobnym zabiegiem, książka jest podzielona na rozdziały poświęcone Lenie I Hanie, które są ich narratorami. Z niecierpliwością wyczekiwałam na relację tej drugiej, chciałam wiedzieć jak wygląda jej życie po wyleczeniu, czy jest szczęśliwa. Wiedziałam, że na pewno będzie kluczową postacią i nastąpią w jej przypadku komplikacje. Gdy dowiedziałam się, że to przez nią straciłam mojego idealnego Alexa trochę mną wstrząsnęła, dostrzegłam jednak, że czasami rzeczywistość jest inna niż nam się wydaje. Mimo wszystko wybaczyłam jej i chciałam żeby Lena zrobiła to samo, podziwiałam ją za odwagę, którą się wykazywała odwiedzając "zakazane" dzielnice oraz za determinację i upór w dążeniu do poznania prawdy.
Doskonale widać
różnice w zachowaniu i postępowaniu bohaterów, na pewno dojrzali i dostrzegli
wszystkie absurdy, które do tej pory rządziły ich rzeczywistością. Ich natura stała
się trochę bardziej brutalna, musieli sprostać nowym obowiązkom. Lena dostaje coraz odpowiedzialniejsze zadania, stara
się pomóc innym Odmieńcom, pogodzić się ze stratą Alexa. Jest to dość lubiana
przeze mnie postać, wiem, że ciężko jej było przystosować i zmienić styl życia.
Jej upór i poświęcenie w dążeniu do upragnionej wolności są godne podziwu. Jednak,
gdy zerknęłam na okładkę „Pandemonium” i zobaczyłam męskie imię „Julian” wiedziałam,
że nic dobrego z tego nie wyniknie. Pomyślałam: „o nieee, chcą zastąpić mojego
Alexa, nie mogę polubić tego nowego”. I tak długo podchodziłam do niego
obojętnie, starałam się zignorować historie jego choroby, determinację i styl
bycia. Ale cóż stało się, nie mogłam być dla niego taka surowa, zwłaszcza gdy
tak uroczo się zachował, jak pragnął miłości i ten jego pierwszy pocałunek. Wiedziałam, że ta
mała nutka sympatii zostanie mi wybaczona, a on na nią zasługuje.
To co przeraziło mnie
na końcu pierwszej części było coraz straszniejsze dalej. Niepewność,
niedowierzanie z każdą stroną było coraz większe. W jednej chwili, przez jedno
zdanie mogłam stracić swojego nowego męża. Myślałam, że pomyliłam się wobec
niego, że nie jest tym za kogo go miałam. Jednak nadzieja pozostawała i nie
zawiodłam się, Alex okazał się tym kim był, mimo iż zmienił się, Głusza i
ostatnie przeżycia płynęły na niego, jednak potrafił dalej kochać i być tym
samym słodziakiem, którego „znałam”. I jak przez drugi tom miałam go za gbura,
człowieka bez serca, żałowałam, że nie umarł <tak wiem okropna jestem> to
jeden liścik go zrehabilitował. Cieszyłam się, że nie stracił tego, co było w
nim najpiękniejsze..
Seria godna polecenia, mimo tego, że znamy wartość miłości
nie zawsze doceniamy to co dostajemy od losu,. Ci bohaterowie pokazują, że niezależnie
od tego czego wymaga od nas los, musimy walczyć o nią, każdy jest wart
kochania. Najszczęśliwsze chwile to te, które spędzamy z najbliższymi,
pieniądze nie są najważniejsze. Dzięki Odmieńcom zrozumiałam, że warto zaryzykować
wszystko dla tych których się kocha, że świat bez miłości jest zimny i pusty.
Musimy „zburzyć mury”, które otaczają nasze serca…..
Autor: Lauren Oliver
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz