"Berło Serapisa.." Rick Riordan

"Berło Serapisa.." Rick Riordan
****
Tak, tak wiem przezywam jakieś nowe zauroczenie Rickiem Riordanem. I w sumie zaspojlerowałam sobie trochę tą książką „Kroniki Rodu Kane”, ale co mi tam.

I tym razem wyżej wymieniony autor mnie nie zawiódł, potrzebowałam czegoś co umiliłoby mi moją krótką, aczkolwiek męczącą podróż. Wybrałam idealnie, więc gdy gdzieś jedziesz to pakuj Riordana w teczkę.

Znajdziemy w niej różne opowiadania, w których jako narratorzy występują bohaterowie których znamy z serii: „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy”, „Olimpijscy Herosi” oraz „Kroniki Rodu Kane”. Przeżywają oni nowe, zabawne, a zarazem niebezpieczne  przygody. Fajnie  znowu razem z nimi przeżywać przygody, zwalczać problemy. Jest o także szansa na bliższe związanie z bohaterami których znamy i kochamy. Osobiście najbardziej podobały mi się opowiadania z punktu widzenia Percy’ego, lubię jego sposób wypowiadania się, jego „głębokie” przemyślenia, a zwłaszcza rozmowy z morskimi stworzeniami. Jest także moim ulubionym Herosem <tak w tym momencie to zrozumiałam>. Niezmiernie mi się podoba połączenie egipskich i greckich mitów, zdecydowanie jestem ich fankom. Z racji, że nie czytałam kronik <tak wiem shame..dzyń,dzyń..> tak jak Percy czy Annabeth pierwszy raz spotkałam się z Sadie i Carterem. Dzięki temu nie przejmowałam się, że byłam  niezorientowaną  w sytuacji bo oni też nie byli.

Rick nic nie stracił ze swojego talentu pisarskiego, tę pozycję czyta się równie dobrze jak inne. Wątpię żeby znalazł się ktoś, komu ta książka się nie spodoba <chociaż gusta są różne, nie oceniam, każdy ma prawo do swojego zdania>. Wszystkich na pewno cieszy fakt, że te wszystkie opowiadania mogą znaleźć w jednej książce, sięgać po nie w każdej wolnej chwili. Jest to wspaniała, a zarazem przyjemna i niemęcząca lekturka. Zasługuje na 8/10 <często zapominam o punktach>.


"Koniec warty" Stephen King

"Koniec warty" Stephen King
 ***
   Stephen King zdecydowanie należy do grona moich ulubionych autorów. Zaczytuję się w nim od dłuższego czasu i jestem już bliżej niż dalej końca <to naprawdę osiągnięcie bo napisał straaasznie dużo>. Pochłonęłam  42 jego książki, były takie po których bałam się ciemnych łazienek, zbyt głośno szczekających psów, a były też takie, które skłaniały do przemyśleń i głębszych refleksji. Potrafi też połączyć to wszystko razem i tak powstawały jego największe hiciory.
   „Koniec warty” to zakończenie najnowszej trylogii mistrza grozy. Seria ta jest dla mnie trudna do ocenienia. Z jednej strony jest ona dość ciekawa, intrygująca, ale czuję, że to nie do końca to, czego oczekiwałam. „Mercedesa” przeczytałam szybko i byłam dość zadowolona, potem przyszła kolej na „Znalezione niekradzione” na którą przyznam się szczerze niecierpliwie czekałam.

Finałowa część miała zawierać to, co w twórczości Kinga lubimy najbardziej: zjawiska paranormalne, wszystkie strachy, których się obawiamy, czy po prostu szokujące sceny, które niejednokrotnie sprawiały, że nasz obiad wolał być gdzie indziej niż w żołądku.

Gdy przeczytałam opis tej książki, wiedziałam, że długo nie wytrzymam i muszę poznać zakończenie historii. Podsumowuje ona losy emerytowanego detektywa Billa Hodgesa, który rozwiązywał sprawę zabójcy z „Pana Mercedesa”. Ów zbrodniarz po wydarzeniach z drugiego tomu, znajduje się w szpitalu w stanie krytycznym. Ma uszkodzony mózg, nie mówi, nie porusza się. Z czasem odkrywa niezwykłe zdolności, które wykształciły się w nim pod wpływem urazu. Próbuje je wykorzystać, by spełnić swoje „marzenie” o wielkiej masakrze i zemście na detektywie., który w tym czasie musi zmierzyć się również z problemami osobistymi. Czy uda mu się zapobiec katastrofie? Do czego zdolny jest człowiek, który potencjalnie już jest nieszkodliwy?

I w tym momencie wkradają się elementy grozy, przestępca nie jest znany, zdarzają się dziwne wypadki, samobójstwa, którym towarzyszy tajemnicza litera „Z”. Wszystkie tropy prowadzą do pacjenta, który praktycznie jest w stanie wegetatywnym. Co tak naprawdę dzieje się w głowie bezwzględnego mordercy? Dlaczego bezwzględny morderca otrzymuje dar, który pozwala mu na bycie nieuchwytnym? <tak wtedy pomyślałam, że miał niezłe szczęście, leży sobie, a jednak nie. Jest w szpitalu, a jednak w nim nie jest. LUCKY BASTARD..*-*


Nie powiem, że książka mi się nie podobała. To dobre zakończenie serii, aczkolwiek spodziewałam się więcej. Brakuje mi starego Kinga, czułam trochę jakby cała historia nie była jego. Brakuje „znaków firmowych”, tego, za co pokochaliśmy go w „Lśnieniu”, „Carrie” czy „Ręce Mistrza”. Rozumiem jednak, że jako światowej sławy pisarz musi eksperymentować, próbować nowych gatunków.  W jakimś stopniu na pewno mu to wyszło. „Koniec warty” zawiera elementy, które pozwalają nam czuć niepokój. Zdecydowanie należy do nich psychopatyczny bohater, który zawsze jest o jeden krok do przodu. Ma swoją wizję, której nie boi się realizować, nie zważa na ofiary.

Choć zdarzyły się momenty „nudy”, całą książkę dobrze wspominam. Przyjemna, nie jest prosta, ale nie należy również do trudnych. Jeśli lubi ktoś kryminał z przytupem, to jest to książka dla niego. Postarajmy się nie porównywać jej do tych najlepszych książek Kinga, a myślę, że nikt się nie zawiedzie. Mam nadzieję, że nasz ukochany mistrz grozy nas jeszcze zaskoczy, jakąś „mocną” pozycją <i może dlatego nas tak delikatnie do tego przygotowuje, by nie mieć na sumieniu tych wszystkich nieszczęśników – swoich fanów>.

Całą serie wraz z „Końcem warty” oceniam tak na 7,5 w porywach do 8…

Autor: Stephen King
Seria: Bill Hodges
Wydawnictwo:  Albatros

Fangirling w prawdziwym życiu, czyli "Fangirl" od Rainbow Rowell

Fangirling w prawdziwym życiu, czyli "Fangirl" od Rainbow Rowell
 ****
  „Gdy Ci smutno, gdy Ci źle”.. no właśnie wtedy bierzesz i czytasz „Fangirl”. Według tekstu na okładce, jeśli nią jesteś, to zrozumiesz o co chodzi. Jeśli zdarza Ci się zarywać nocki dla ulubionych bohaterów, shipujesz ich nieustannie, spędzasz z nimi każdą wolną chwilę - czytaj spokojnie, zrozumiesz....

Książka idealna na letnie, jesienne, zimowe i wiosenne wieczory, każda pora jest na nią dobra. To autobiografia każdego książkoholika, doskonale przedstawia jego emocje, zachowania, sposób w jakim jest odbierany przez innych ludzi. Takie cudeńko, które nie należy do gatunków, które z reguły pochłaniam, ale zawładnęła moim sercem.


   Główna bohaterka Cath wraz z siostrą Wren wybierają się na studia, opuszczają rodzinny dom, ojca. Ich życie zmienia się, dotąd nierozłączne bliźniaczki, zamieszkują osobno. Wren jest bardziej przebojowa, pragnie znaleźć nowych znajomych, szybko wpada w złe towarzystwo, często zapomina o siostrze, ich wspólnej historii. Carter stara się żyć jak dawniej, ciągle godząc naukę z prowadzeniem bloga o przygodach Simona i Buza. Próbuje zaakceptować swoją wspólokatorkę i jej chłopaka, którzy coraz częściej ingerują w jej sprawy.

Czy wieczna marzycielka spotka prawdziwych przyjaciół? Czy wyjazd na uczelnię to początek nowej, niesamowitej przygody?

Carter to zdecydowanie jedna z moich ulubionych bohaterek, pomysłowa, wygadana kiedy trzeba, do tego zna się na książkach i pisaniu. Każdy z nas dostrzeże w niej cząstkę siebie, to taka książkowa bratnia dusza. Nie da się o niej zapomnieć, szczególnie o jej „imprezie ratunkowej”. Wszystkim by się czasem taka przydała, szczególnie, że był na niej Levi .. <3 <ale o nim zaraz, rozgrzewam się> Uwielbiam jej sposób bycia i przemyślenia, rozumiem jej zatracenie się w fikcyjnym świecie. <3 ona uosabia każdego mola książkowego, pokazuje z czym muszą się zmierzać każdego dnia, wśró ludzi którzy nie do końca rozumieją ten styl bycia. 



    Co by się stało, gdybym w jakiejś książce nie znalazła żadnego męża? Pewnie ziemia by się rozstąpiła, żaby zaczęły lecieć z nieba. W „Fangirl” Levi to taki słodziak, jakich mało. Straszna gaduła, żartowniś, a do tego chodząca uprzejmość. Dawno nie spotkałam tak pozytywnej postaci. Każdemu jest w stanie pomóc, dla kadżego znajdzie czas. Akceptuje odmienność Cath <chociaż na początku żartował sobie z jej „pamiątkowego popiersia ”, plakatów – nie mógł być tak cały czas perfecto, ale wrócił na jasną stronę mocy>. Nie przejmuje się, że niektórzy uważają go za chłopca z rancza, jest sobą.

Scena w której doszło do bliższego kontaktu Leviego z książkami, była śmieszna i przyprawiająca o mini wylew. Jednak jak zawsze się zrehabilitował. Uwielbiam momenty gdy Cath mu czytała, a on tak uważnie słuchał i wszystko pamiętał. Jarałam <i jaram> się tym strasznie. On stał się takim jej fanem, kimś, komu mogła wszystko opowiedzieć, a on był najuważniejszym słuchaczem jakiego miała. Gdy popsuł to, co dopiero zaczęło się miedzy nimi „rodzić” walczył z całych sił, żeby to naprawić. Uwielbiam go za to. Jejku jak on się przejął swoim błędem.



Podsumowując to książka, którą chyba każda fangirl  <i oczywiście fanboy> musi przeczytać żeby zrozumieć, że jest nas duuużo, cała armia. Drugi powód to poznanie Leviego, chyba każda lub każdy z nas chciałby taką lub podobną drugą połówkę <albo najlepiej taką hybrydę wszystkich mężów i książkowych żon>. Przy tej pozycji będziemy się dobrze bawić, porównując swoje przygody z losami Cath. Naprawdę szybko i przyjemnie się czyta, nawet nie zauważysz kiedy będziesz się zbliżał do ostatnich stron. Pamiętaj, że zawsze możesz do niej wrócić drugi raz.


Tytuł: "Fangirl"
Autor: Rainbow Rowell
Wydawnictwo:  Otwarte

****

" - Czytałeś książki z serii?
- Widziałem filmy.
Cath tak mocno wywróciła oczami, że aż ją zabolało."

Bioski Rick Riordan i jego "Miecz lata"

Bioski Rick Riordan i jego "Miecz lata"

***
   Jak bardzo boska jest twórczość Ricka Riordana przekonuje się z każdą kolejną jego książką. Śmiało można go nazwać mistrzem literatury młodzieżowej. Po samym Percym go pokochałam, dlatego nie wiem co mam zrobić po książce „Magnus Chase”. CUDO, MAJSTERSZTYK. Śmiałam się tak wiele razy, że nawet nie zliczę. Te dialogi, nie tylko wewnętrze głównego bohatera, ale te pomiędzy postaciami są po prostu rozbrajające. Ja nie wiem jak ten mężczyzna to robi, ale zakochuje się w nim za każdym razem coraz  bardziej. Kupił mnie samym imieniem głównego bohatera, ale to co przeżyłam w czasie tej lektury, nie spodziewałam się. Lekkość,  z jaką wszystko przedstawił,  wykreował postacie i wydarzenia sprawiają, że nie sposób się oderwać.

   Sam Magnus jest dość odważnym i niegrzecznym chłopcem, wzbudza sympatię od pierwszych stron. Forma w jakiej opisuje wydarzenia, jak utrzymuje kontakt z czytelnikiem, sprawia, że czujemy się jakbyśmy byli w centrum akcji. Od razu przypadł mi do gustu  styl  w jaki się „wypowiada”. Jest typem bohatera, który mało wie o swoim  pochodzeniu i w kulminacyjnym momencie zostaje postawiony przed zadaniem, które powinno go przerosnąć. Dowiaduje się jednak, że jest potomkiem jednego ze skandynawskich bogów i musi uratować swoje dziedzictwo, odnaleźć miecz lata. W międzyczasie poznaje wiele sławnych postaci jak Lokiego czy Thora, bierze udział w treningach i w bitwach. Bogowie są tacy bardziej przyziemni, rozmawiają z Magnusem, udzielają rad. Loki według mnie jest wręcz perfekcyjnie wykreowany, taki przebiegły i sprytny, pragnie jak najszybciej doprowadzić do dnia sądu. Thor natomiast jest bardzo zabawny i leniwy, tylko oglądałby seriale, jak na przykład „Grę o tron” czy „Sherlocka”.
Towarzysze Chase odbiegają od tych z innych serii Riordana. Mamy tu elfa Hearthstone i krasnoluda o imieniu Blitzen. I Jacka <nie zdradzę kto to>, ale „koleś” miażdży. Jego „głębokie” przemyślenia, teksty, którymi sypie na prawi i lewo. Nic tylko się zakochać.

 

Klimat w którym utrzymana jest książka spodoba się na pewno zarówno zagorzałym fanom twórczości tego pana, jak również osobom dla których to będzie pierwszy z nią kontakt. Lekka, pełna humoru, powalająca na kolana. Zachwycająca od pierwszych stron. To przy niej przerwałam swoją złą passę z książkami. Do tego okładka taka trochę w kolorystyce galaxy. Istna perełka na półce <muszę ją zakupić>.. Riordan mnie nie zawiódł, mimo iż słyszałam, że powiela schematy, że pisze na jedno kopyto. On z każdą książką udowadnia, że wciąż jest w formie.
Dodatkowym bonusem była dedykacja na pierwszej stronie : „Dla Cassandry Clare z podziękowaniem za pozwolenie na wykorzystanie wspaniałego imienia Magnus”. Bohater Clare o tym imieniu, to mój ulubieniec, jednak chyba odważę się na dołączenie do kolekcji kolejnego Magnusa..<3 

Autor: Rick Riordan
                               Seria: "Magnus Chase i Bogowie                                                                         Asgardu"
                               Wydawnictwo: Galeria Książki


***
"Dzień dobry, czas umierać!"

Dalsze "przygody" z "Delirium" Lauren Oliver

Dalsze "przygody" z "Delirium" Lauren Oliver



****
   Drugi i trzeci tom trylogii „Delirium” już za mną. Zafundowała mi  ona niesamowite przeżycia. Cieszę się, że zapoznałam się z tą serią. W „Pandemonium” długo nie mogłam się przyzwyczaić do sposobu opisywania akcji, to, że raz były przedstawiane zdarzenia zaraz po tych z „Delirium”, a zaraz potem te aktualne. Czasami nie mogłam się odnaleźć, niby taki drobny szczegół, a mnie mylił.  W "Requiem" mamy do czynienia z podobnym zabiegiem, książka jest podzielona na rozdziały poświęcone Lenie I Hanie, które są ich narratorami. Z niecierpliwością wyczekiwałam na relację tej drugiej, chciałam wiedzieć jak wygląda jej życie po wyleczeniu, czy jest szczęśliwa. Wiedziałam, że na pewno będzie kluczową postacią i nastąpią w jej przypadku komplikacje. Gdy dowiedziałam się, że to przez nią straciłam mojego idealnego Alexa trochę mną wstrząsnęła, dostrzegłam jednak, że czasami rzeczywistość jest inna niż nam się wydaje. Mimo wszystko wybaczyłam jej i chciałam żeby Lena zrobiła to samo, podziwiałam ją za odwagę, którą się wykazywała odwiedzając "zakazane" dzielnice oraz za determinację i upór w dążeniu do poznania prawdy. 
    Doskonale widać różnice w zachowaniu i postępowaniu bohaterów, na pewno dojrzali i dostrzegli wszystkie absurdy, które do tej pory rządziły ich rzeczywistością. Ich natura stała się trochę bardziej brutalna, musieli sprostać nowym obowiązkom. Lena  dostaje coraz odpowiedzialniejsze zadania, stara się pomóc innym Odmieńcom, pogodzić się ze stratą Alexa. Jest to dość lubiana przeze mnie postać, wiem, że ciężko jej było przystosować i zmienić styl życia. Jej upór i poświęcenie w dążeniu do upragnionej wolności są godne podziwu. Jednak, gdy zerknęłam na okładkę „Pandemonium” i zobaczyłam męskie imię „Julian” wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Pomyślałam: „o nieee, chcą zastąpić mojego Alexa, nie mogę polubić tego nowego”. I tak długo podchodziłam do niego obojętnie, starałam się zignorować historie jego choroby, determinację i styl bycia. Ale cóż stało się, nie mogłam być dla niego taka surowa, zwłaszcza gdy tak uroczo się zachował, jak pragnął miłości i ten  jego pierwszy pocałunek. Wiedziałam, że ta mała nutka sympatii zostanie mi wybaczona, a on na nią zasługuje.
 To co przeraziło mnie na końcu pierwszej części było coraz straszniejsze dalej. Niepewność, niedowierzanie z każdą stroną było coraz większe. W jednej chwili, przez jedno zdanie mogłam stracić swojego nowego męża. Myślałam, że pomyliłam się wobec niego, że nie jest tym za kogo go miałam. Jednak nadzieja pozostawała i nie zawiodłam się, Alex okazał się tym kim był, mimo iż zmienił się, Głusza i ostatnie przeżycia płynęły na niego, jednak potrafił dalej kochać i być tym samym słodziakiem, którego „znałam”. I jak przez drugi tom miałam go za gbura, człowieka bez serca, żałowałam, że nie umarł <tak wiem okropna jestem> to jeden liścik go zrehabilitował. Cieszyłam się, że nie stracił tego, co było w nim najpiękniejsze.. 



Seria godna polecenia, mimo tego, że znamy wartość miłości nie zawsze doceniamy to co dostajemy od losu,. Ci bohaterowie pokazują, że niezależnie od tego czego wymaga od nas los, musimy walczyć o nią, każdy jest wart kochania. Najszczęśliwsze chwile to te, które spędzamy z najbliższymi, pieniądze nie są najważniejsze. Dzięki Odmieńcom zrozumiałam, że warto zaryzykować wszystko dla tych których się kocha, że świat bez miłości jest zimny i pusty. Musimy „zburzyć mury”, które otaczają nasze serca…..

                            Autor: Lauren Oliver
                           Seria: "Delirium"
                           Wydawnictwo: Otwarte

"Wybacz mi."

Miłość jako choroba, czyli "Delirium" Lauren oliver

Miłość jako choroba, czyli "Delirium" Lauren oliver

***
 Trylogia o której słyszałam wiele pozytywnych opinii, zachwytów. Bałam się ją zacząć, bo nie wszystko co popularne jest dobre. Niekiedy książka przedstawia popularne motywy, zachowania, które porywają tysiące. Ale dobra książka potrzebuje powiewu świeżości, czegoś co skłoni do myślenia, poszerzy nasze horyzonty.

   Pierwszy tom trylogii praktycznie ma to wszystko. Niby opowiada o miłości, ale w zupełnie inny sposób. Tu, jest to uczucie niszczące, choroba trawiąca ludzkie ciało i duszę , aż zostanie sprowadzony do roli zwierzęcia. Żeby przeciwdziałać  delirium wprowadzono obowiązkowe zabiegi, które leczą uwalniają od cierpienia i bólu, a przede wszystkim od uczucia. Ludzie po nim są spokojni, ułożeni, doskonale nadają się do życia w uporządkowanym społeczeństwie, gdzie każdy krok jest sprawdzany. Jednak istnieją jednostki, którym nie podoba się świat pozbawiony miłości, czułych gestów – nazywani są Odmieńcami, krążą plotki, że żyją w Głuszy, poza „granicami” wyleczonego państwa.

  Co jeśli nie są to plotki? Czy główna bohaterka odważy się przeciwstawić  surowemu systemowi?

   Tak wiem motyw buntu to powszechne zjawisko, w imię miłości tym bardziej. Pomimo to całokształt sprawia, że jestem zadowolona z tej pozycji, chcę czytać dalej, jestem ciekawa jak rozwinie się rodzinny wątek Leny, czy odnajdzie siłę by walczyć o swoje uczucie i wolność, czy da radę zburzyć mury, które wkraczają w każdą sferę jej życia.
Mój zachwyt wzrósł o 100 % gdy na scenę „wkroczył” Alex. Ochy i achy latały po całym pokoju , serce drży gdy o nim pomyślę. Chłopak ideał, serio musicie mi wierzyć. Troskliwy, zaradny, uroczy <chodząca słodycz>. Nie jest typem lalusia, przystojniaczka, który dostaje od losu wszystko czego zapragnie. Nie, wręcz przeciwnie, doświadczony przez życie, potrafi czerpać radość z każdego zachodu słońca, wiatru, który mierzwi jego włosy. Jest zainteresowany samą Magdaleną, jej osobowością, która biegając tryskała energią i szczęściem. Sam wierzy w rolę i moc miłości, recytuje wiersze z takim zaangażowaniem, przy nim nie raz szybciej zabije serce. Dlaczego takie cuda są tylko w książkach? Chociaż to praktyczne, nikt nie będzie mi robił wyrzutów o powiększający się z dnia na dzień męski harem <chłopcom też nie jest ciasno, dogadują się>. 
Skłamałam mówiąc, że chciałam czytać od razu drugi tom <wybaczcie, ale to bolesne>. Ostatnia scena, tak prosta do przewidzenia, rozbiła moje serce na milion, małych kawałków. Są takie sceny, które nawet po dłuższym czasie wywołują łzy. Mam jeszcze nadzieję, że wszystko się ułoży, naprawi.

   Książka tak doskonale przedstawia „objawy” miłości, że sama próbowałam ją u siebie zdiagnozować. Ta pozycja łączy w sobie te elementy, które cenię sobie najbardziej: rodzące się uczucie, walka o samego siebie, porywający bohaterowie <Alex <3>, rozterki nękające głównego bohatera. Nie należę do fanów romansów, ale to uczucie według mnie nie jest przedstawione w jakiś bardzo dramatyczny sposób. Jest to piękna relacja łącząca dwoje ludzi.
Książka, którą czytało się stanowczo zbyt szybko, pokazuje, żę to bez miłości życie ludzkie jest puste, pozbawione sensu. Zarówno ta odwzajemniona jak i nie kształtuje nasz charakter, sprawia, że się zmieniamy.
Polecam szczególnie tym którzy chcą żyć bez miłości. 

Autor: Lauren Olivier
                                                       Seria: Delirium
                                                       Tomy: "Delirium"
                                                                  "Pandemonium"
                                                                  "Requiem"
Wydawnictwo: Otwarte

***
Amor deliria nervosa

***

Uczucie przez które można stracić życie, czyli "Serce ze szkła" Kathrin Lange

Uczucie przez które można stracić życie, czyli "Serce ze szkła" Kathrin Lange

****
   Co by było, gdyby  klątwa w którą nie wierzysz, zaczęła oplatać sidła wokół ciebie? Kiedy z dnia na dzień coraz więcej dziwnych zdarzeń ma miejsce? Czy zdążysz uratować siebie za nim wydarzy się nieszczęście?

   Te i inne pytania dręczyły Juli, główną bohaterkę książki pt. ”Serce ze szkła”. Jest o zwykła dziewczyna, córka pisarza, która wraz z ojcem wybiera się na wyspę Martha Vineyard do posiadłości  jego wydawcy. Juli nie wie, że zadanie którego się podjęła okaże się bardzo trudne i pracochłonne. Syn właściciela wspaniałej, zabytkowej willi boryka się ze wspomnieniami po niedawno zmarłej narzeczonej.  Nie je, nie sypia, do wszystkiego podchodzi ze złością, wszystko co przypomina mu Charlie wyprowadza go z równowagi. Jego ojca i przyjaciela te jego wybuchy, niezrozumiałe zachowanie już męczą. Pragną by znów cieszył się życiem. Główna bohaterka od samego początku stara się nawiązać z nim kontakt, nie jest to proste, chłopak jest niemiły i małomówny, chociaż próbuje  zachowywać  się zgodnie z obowiązującą na salonach etykietą. Dla Juli z czasem wszystko okazuje się trudniejsze, gdy z czasem zakochuje się w młodym paniczu. Chce aby David „wyzdrowiał” i pozbył się wyrzutów sumienia. Jednak klif, miejsce, gdzie wiele kobiet w ostatnich dziesięcioleciach skończyło swoje życie, w niewytłumaczalny sposób przyciąga do siebie dziewczynę. Gdy poznaje prawdę o starej klątwie rzuconej na wyspę, wokół niej zaczynają dziać się dziwne rzeczy, zaczyna tracić zmysły….

Czy Juli uratuje ukochanego, a przede wszystkim siebie? Kto stoi za ostatnimi wydarzeniami? Co dręczy duszę Davida? Jaką tajemnicę skrywa?

Książka ta, pomimo dość długiego oczekiwania na swoją kolej w końcu się na nią doczekała. Zaskoczyła mnie pozytywnie fabułą, kreacją bohaterów. Szczerze po tytule spodziewałam się jakiegoś łzawego romansidła,  oklepanego wątku. Jednak rozwój akcji był prawie doskonały, niespodziewany, sama nie przewidziałam tego co się wydarzy. Przyznam się szczerze, że na początku trudno było mi polubić Davida, denerwowało mnie to, że wszystko ukrywa przed najbliższymi, niszczy siebie zamiast skorzystać z pomocy. Jednak stopniowo się do niego przekonywałam, starałam się go zrozumieć. Może nie będzie jakoś uwielbianym przeze mnie bohaterem, ale z czasem  choć trochę  się zrehabilitował w moich oczach, czasami nawet mocno mu kibicowałam i pragnęłam jego szczęścia, w mojej głowie "krzyczałam" : no rusz się David, nie bądź takim warzywem, Ziemia do Davida. Sądzę, że to go trochę zmotywowało.


Momentami ta pozycja może się wydawać zbyt emocjonalna i melodramatyczna, mimo to musimy zrozumieć zachowanie bohaterów, ich sytuacja jest trudna, skomplikowana. Myślę, że historia ta przypadnie do gustu wielu osobom, na jej przeczytanie nie traci się zbyt wiele czasu, strony pokonuje się w zawrotnym tempie. Warto przeczytać tę pozycję, która zwraca uwagę na zaufanie, poczucie winy i troskę o dobro drugiej osoby, a o wszystko osnute jest nutką tajemnicy i grozy.  

   Autor; Kathrin Lange
Seria: Serce ze szkła
    Tomy: "Serce ze szkła"
                    "Serce w kawałkach"
Wydawnictwo: Muza

****
 "W tym momencie moje szklane serce rozprysło się na tysiące kawałków..."


Copyright © 2016 Oczytana , Blogger